Podnieść
dupę z fotela zawsze jest ciężko, a szczególnie wtedy, kiedy jest
się skacowany po imprezie. Wtedy to już w ogóle nie polecam
wstawać. Najlepiej tylko tam na wpółleżeć w bezruchu i czekać
na cud Boski, a najlepiej by było gdyby nikt ci wtedy nie hałasował.
Choć to podstawia, kurwa. Chyba że ma się zwierzaka w domu, a w
tym przypadku chomika, który ciągle kręci się w tym gównie. On
nie jest mój, jakby co, tylko tu mieszka tymczasowo. Przecież nie
będę tego czegoś wychowywał, śmierdzi od niego.
Heroina
to najgorsze, co mnie w życiu spotkało - mógłbym założyć
taką grupę, w której pomagałbym uzależnionym i każdemu mówił
,,narkotyki to gówno, nie bierz, dzieciaku jeśli ci życie miłe".
No chyba, że nie miłe, wtedy to, co innego. Wyjątek. Jest jeszcze
jeden - bądź bezrobotny w sensie praktycznym. Niby masz robotę,
ale nic w niej nie robisz, bo zostałeś zatrudniony przez ojca
kolegi, przez co kasy nie ma. I jednocześnie bądź
wyrzutkiem. Taką niekochaną osobą bez rodziny. Albo z
nią, bo ktoś mnie z domu musiał wyrzucić w końcu, więc (znów)
teoretycznie coś mam, ale w praktyce to się nie sprawdza.
Spojrzałem
z mordem w oczach na Barry'ego, tego wkurwiającego chomika, i
podniosłem się z fotela. Jak Mark może to coś wychowywać i nie
dostać szału? Przecież on do cierpliwych nie należy, w
przeciwieństwie do mnie, a TO mnie wkurwia, po prostu. Małe,
spasione, ciągle żarte, a na dodatek kręci się w tym kółku, i
kręci. Jakby motorek w dupie miało. Mi się by taki czasem przydał,
jakbym do pracy poleciał, to nigdy bym się nie spóźnił.
Westchnąłem
i przeczesując ręką długie, czarne włosy, przeszedłem do małej
kuchni, jeśli kuchnią to coś można było nazwać. Rozwalające
się meble, wiem to, bo ostatnio moja głowa sama przetestowała
urwane drzwi od szafki u góry; popsuty piekarnik; brudne kafelki;
okno! Mam okno!; lodówka, która jeszcze nie jest popsuta i nowy
nabytek, czyli mikrofalówka, bo jak piekarnika nie ma, to coś
jednak być musi. Cały dom nie wygląda za dobrze, ale to przez
moich znajomych, których do tych porządnych zaliczyć nie można.
Mnie też, ale to już inna historia, bo to moja chałupa i tylko ja
w niej mogę robić burdel, bez niczyjej pomocy! Nawet Melanie.
Kiedy
otworzyłem lodówkę, do moich uszu dobiegło walenie w drzwi. Bum,
bum, bum, bum albo nie, inaczej - łub, łub, łub i ,,kurwa, otwórz,
pojebie!". Po ostatnim słowie wypowiedzianym przez tą osobę,
uznałem, że to nie do mnie, więc odpuściłem sobie i nalałem
mleka do jedynej czystej miski.
-
Mike, kurwa, zostawiłeś otwarte drzwi na noc?! Było trzeba mi
powiedzieć, wszedłbym bez hałasu, a tak to jakaś babka z
naprzeciwka wyleciała ze szczotą i dopiero wtedy, kiedy pociągnąłem
za klamkę... Co tak tu jedzie?!
- Twój
chomik - odparłem sypiąc płatki do miski.
- Czym
ty go karmiłeś?
-
Niczym właśnie.
Na tym
skończyła się nasza krótka wymiana zdań i Mark pobiegł do
swojego kochanego pupilka krzycząc z daleka, jak bardzo za nim
tęsknił. Gorzej niż z babą, ja pierdolę. Witał się z nim
wykrzykując, co chwila jakieś słowa i komplementy dla tego czegoś,
a ja w tym czasie przeżuwałem płatki z mlekiem, wcale się do
pracy nie spiesząc. I tak byłem już spóźniony z godzinę.
Po
chwili blondyn wrócił z Barry'm na ręku i zaczęli lub zaczął
(Mark ma chyba zeza) wpatrywać się we mnie z oczekiwaniem.
-
Płatków? - wyciągnąłem w ich stronę łyżkę.
-
Jesteś już spóźniony. Dobrze wiesz, że mój ojciec zwolni cię
za ciągłe spóźnienia, bo to, że cię znam nie zapewnia ci stałej
posady, Nelson.
- A
czy to, że opiekowałem się twoim chomikiem, podczas twojej
nieobecności, załatwi mi ją? - zapytałem plując mlekiem na
wszystkie możliwe strony.
Blondyn
pokręcił tylko głową, co miało oznaczać, że nie i wrócił się
z powrotem do mojego mini-salonu. Zaraz zjawił się przede mną,
tylko, że teraz już z klatką tej małej bestii, która znajdowała
się właśnie w niej. Widziałem w jego oczach zawiedzenie, a w
moich? Co można było zobaczyć w moich? Obojętność?
-
Przestań w końcu żartować i weź się w garść - usłyszałem
to, a potem trzaśnięcie drzwiami.
-
Cyrinda, to nie to, co myślisz!
Jego
krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu, ale nie dotarł on do
kobiety, która pakowała jego rzeczy do dużej, czarnej walizki.
Łzy, które spływały jej po policzkach, starała się co chwile
wycierać, aby nie wpadały jej do ust; aby nie czuć ich słonego
smaku. Nawet nie próbowała słuchać wyjaśnień męża, który już
niedługo miał nim nie być. Nie chciała, nie potrafiła już ich
słuchać. Jak dla niej było tego za dużo. Wiele razy mu po prostu
wybaczała i za każdym razem mówiła sobie, że to już ostatni
raz, kiedy mu przebacza. Tak zleciały dwa lata.
On nie
był dobry, ale ona święta również nie była. Może i to, co
teraz się właśnie działo było jego winą, ale Foxe wcale aż z
tak wielkim trudem wyrzucenie męża nie przychodziło. Bolało ją
jedynie to, że nie była tą jedyną. Tak naprawdę to, co do niego
czuła powoli wygasało i żadne z nich nie starało się tego
naprawić, a na pewno nie on.
-
Wiesz, co?! Nie mam już zamiaru cię przepraszać. Nie to nie! -
krzyknął łapiąc za rączkę od walizki. - Znajdę sobie inną,
lepszą! - wykrzyknął wychodząc z mieszkania. - Pieprzona suka...
- wymamrotał, kiedy drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem.
Miał
ją gdzieś. Już mu nie zależało, a przynajmniej teraz, kiedy był
na nią wściekły. Bo jakim cudem mogła wyrzucić go z domu? Jak?
Przecież ma w końcu na imię Stevena, a na nazwisko Tyler. To było
dla niego nielogiczne i głupie ze strony Cyrindy.
Jedyne
co mu pozostało w tym momencie do zrobienia, to znalezienie sobie
jakiegoś miejsca do przenocowania. Tylko gdzie?
Iść
do Joe czy znaleźć sobie jakiś hotel...?
_____________________
Tadam.
Krótkie, wiemy, ale miała być jeszcze Melanie lecz, jak widać, nie ma. Dlaczego? Nie wiem, Crazy się pytajcie. Tak, to jej wina! Możecie na nią krzyczeć, bo to ona odpowiada za Mel. Ja tu jestem od Michaela i Stevena, razem z Osbourne. My piszemy to, a Crazy ma Melanie.
Dziękujemy za przeczytanie tego czegoś i prosimy o komentarze.
Bardzo.
Ps. Nadal się zastanawiam, dlaczego Michael jest Nuno, nadal.