Hejka naklejka

Informuję iż blog jest w stanie zawieszenia lecz strasznie nas do niego ciągnie,
♥ Opowiadanie umieszczone na blogu będzie krótkie, jest tylko krótką przygodą, którą zapragnęłyśmy przeżyć razem z drugą autorką,
♥ Kochaj Stevena Tylera; szanuj go i wielb!

piątek, 20 lutego 2015

Czwarty: Popsułem wszystko

- A dał ci ktoś kiedyś w ten pusty łeb?! - krzyknął. - Jak nie to ja mogę, cholera, dać.
Kiedy przyjaciel pokręcił głową, brunet podszedł do niego i aby zapewnić go o swoich słowach, zdzielił go po głowie. Poszkodowany już szykował się do zamachu, jednak przeszkodziła mu w tym kobieta, która zaszła go od tyłu i zatrzymała jego rękę.
- Spokojnie - powiedziała dosyć opanowanie, ale ostro. - Zachowujcie się jak dorośli, a nie jak jakieś przedszkolaki, do cholery - warknęła. - O co w ogóle wam chodzi?
- O mój dom - powiedział Perry patrząc na brunetkę. - Sprowadza mi ciągle dziwki i chla więcej niż nasza cała piątka razem wzięta. Na dodatek ma jeszcze pretensje, że się czepiam.
Terry spojrzała na Tylera stojącego obok, po czym z głośnym westchnięciem odeszła od mężczyzn kierując się w stronę kuchni, posyłając przedtem Stevenowi zawiedzione spojrzenie. Wyższy z brunetów spojrzał na gitarzystę niepewnie, a już po chwili siedział na jednym z leżaków w dużym ogrodzie Hamiltonów. Przywiózł zakupy, o które prosiła Joe'ego Terry i postanowił zostać na grillu, razem z Mią, która teraz bawiła się z wujkiem Bradem w chowanego.
Perry usiadł obok przyjaciela i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Podając Stevenowi jednego obrzucił spojrzeniem Terry, która wyszła do ogrodu z talerzami. Kobieta zgromiła go jedynie wzrokiem, co tylko przekonało go o tym, iż musi poważnie porozmawiać z Tylerem. Na temat jego małżeństwa z Cyrindą, co nie było łatwe. Jeszcze raz spojrzał prosząco na panią Hamilton, jednak ta nie reagowała. Przeniósł swoje ciemne oczy na bliźniaka, po czym poklepał go po plecach.
- Będzie dobrze - wybełkotał.
- Dla ciebie, jak w końcu będę zmuszony się od ciebie wyprowadzić i mieszkać sam... Bez niej... - jego spojrzenie wbite było w ziemię, aby nikt nie widział oczu, które wyrażały wszystko co czuł. Chciał to ukryć, nawet przed Joe.
- Kurwa, Steven, przecież wy się nie rozstajecie. To tylko kolejna kłótnia, która zakończy się tak samo, dlatego mi się tu nie mazgaj, bo się Terry zaraz wkurzy i naprawdę nas stąd wyrzuci. I to przez twoje zawodzenie. Bezsensowne, zresztą, bo jak znam życie to zaraz do niej wrócisz. Tylko nie rób... - nie dokończył, nie chciał znów wdawać się w kłótnie na temat zachowania wokalisty w stosunku do żony. Nie miał na to ochoty, nie teraz.
- Czego mam nie robić?
- Dobrze wiesz, czego - uciął gitarzysta, po czym wstał z leżaka i szybkim krokiem poszedł do reszty, aby tylko uniknąć kolejnej kłótni.


* * *



04.03.1982.

Dzień koncertu Aerosmith niebezpiecznie zbliżał się mordując wszystkie marzenia (moje marzenia, rzecz jasna) o tym jak to zabieram Melanie daleko od narkotyków i tego całego gówna. Nawet na pieprzony koncert załatwiła sobie towar i zamierzała jeszcze wbić się do gostków z Aero na jakąś imprezę po koncertową. Denerwowało mnie to coraz bardziej, bo... Bo zaczęło mi zależeć. Na niej. Na pewno nie w sensie tego, że się zakochałem czy chuj wie co. Po prostu ja chyba nie chcę jej takiej. Miało być jak najlepiej, a wcale nam się to nie udało. Cholera.
 Mark wparował do mojego domu, trzaskając przy tym drzwiami tak, że sąsiadka z naprzeciwka wyleciała na klatkę schodową i zaczęła coś krzyczeć. Pewnie wzięła ze sobą swoją szczotkę...
- Stary! Widziałeś tą przecenę na męskie getry?
Odwróciłem głowę w jego stronę i wpatrywałem się w niego wielkimi oczyma. I tak to trwało. On zaczął się chyba niecierpliwić, bo pomachał mi ręką przed oczami. Ale kurwa... Męskie getry?! Co, kurwa?!
- Mark, ja nie noszę takich rzeczy - powiedziałem po dłuższym czasie, po czym chwiejnie wstałem z fotela, na którym zalegałem od samego rana i skierowałem się do kuchni, którą każdy z moich częstych gości wprost uwielbiał, bo zawsze właził do niej i patrzył czy mam coś do żarcia.
- Nie wiesz co tracisz - mruknął chłopak zaglądając właśnie do lodówki.
Wypieprzę ich kiedyś stąd. Naprawdę.


10.03.1982

      Staliśmy pod tą pieprzoną sceną. Ona ciągle darła się i poruszała w rytm muzyki swoich idoli, a ja miałem coraz bardziej dość. Stałem tylko i delikatnie podrygiwałem, gapiąc się jak Tyler tańczy trochę wyżej. Lubiłem Aerosmith, po prostu nie pasowała mi moja pozycja. W życiu. Bądźmy szczerzy, jedyne co robię pożytecznego to praca w sklepie obuwniczym. Nic innego takiego nie robię, bo znajdowanie towaru dla Melanie do rzeczy dobrych nie należy. Choć może przyjaźń z Markiem się zalicza? W końcu jego prawie nikt nie lubi. Zresztą... Moje życie polega na ciągłym ćpaniu i wylegiwaniu się na fotelu! Nawet w pracy się nie przykładam, bo dostałem ją po znajomości, ha. Ja w ogóle do życia się nie przykładam. Mówiłem sobie, że będę kimś, będę szczęśliwy, będę żył. I co? I gówno, nic mi nie wychodzi. Popsułem swoje dziecięce plany głupimi uzależnieniami i lenistwem. Popsułem Melanie... Schrzaniłem wszystko.
 Piosenka się skończyła, a ja zerknąłem na brunetkę, która również wpatrywała się we mnie. Jej brązowe oczy z powiększonymi źrenicami w pewnym czasie stały się dla mnie wszystkim. Mówiły mi co źle zrobiłem. Mówiły, kiedy była smutna. Mówiły, że jestem kimś. Mówiły mi, że jestem ważny. Ale w pewnym momencie przestały to robić. Nie informowały mnie. Jedyne co robiły to posyłały niewyraźnie spojrzenia, a ja jeszcze pomagałem...
 Boże, czy koncert to miejsce na życiowe przemyślenia?


__________________

Tadam.
Oto ja i moja Osbourne szalejemy, bo napisałyśmy rozdział.
Szokująco niemożliwe. :O
Dodać muszę, że Osbourne założyła tego cholernego, nowego bloga i mnie o tym nie poinformowała. I sobie wchodzę na pocztę, a tam, że zaprasza mnie do współautorstwa. ;___;
Bez mojej zgody. ;____;
Wypadałoby podać, choć i tak nikt czytać tego nie będzie, bo kto by chciał marnować wzrok na proces niszczenia życia przez chorobę? Nikt.
Dum. Dum.
Chciałybyśmy również serdecznie podziękować za to, że ktoś tu jeszcze jest.
Kochamy Was! ♥
Jeszcze nic tam nie ma. XD

3 komentarze:

  1. Łiiiiiii, wchodzę, patrzę, nowy! Więc przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam.
    Dziołchy co Wy tak szalejecie z tymi blogami? Co rusz to nowy, a pisać nie ma komu!
    A mi się znowu Mike pomylił z Markiem :P Widzicie? To się dzieje jak dodajecie rozdział raz na ruski rok. Tak ochrzaniam Was.
    Dobra, bo tam Steven zamula na grillu i rozpacza. Rozpaczanie to chyba jego ulubione zajęcie ostatnio. A Perry też odwala niezłą korbę. Co? Że co? Jakie "będzie dobrze"?! Perry chyba nie wierzy w to co mówi. Albo chce się na serio pozbyć Tylera, bo widać, że już z nim nie wytrzymuje :P Takie gadanie - powiedział,aby żeby tylko coś powiedzieć. I nic z tego nie ma. To się napocieszali ... po chu ....
    MARK!!!! <3 Właśnie dla niego chciałm, żeby to opowiadanie było kontynuowane :D Getry męskie - hit! Każdy powinien je mieć! A w zasadzie to jest w ogóle coś takiego? :P Mi się getry męskie kojarzą z kalesonami :P Mike teraz - widzicie jak łatwo ich pomylić? - ... taka jeszcze dygresja :P Jak mówił o tych butach, to skojarzył mi się z Alem Bundym z tego sitcomu komediowego i nie mogłam pozbyć się tego skojarzenia :P On tam takie poważne przemyślenia snuje co do swojego życia i Melanie a tu te buty :P
    I jeszcze polazł na koncert Aero i zamiast się bawić to fazuje coś o swoim życiu ;___; Ale to ciekawe swoją drogą - pod sceną Mike, który rozmyśla nad swoim życiem i o tym, że ewidentnie czuje coś do Mel, a na scenie Tyler, który również ma podobne problemy. Wyszło zajebiście - okazało się, że nie ważne czy jesteś cholerną gwiazdą rocka, czy sprzedawcą trepów - wszyscy mamy takie same problemy.
    Następny proszę!!
    Pozdrawiam, Nameless.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tu walnę odpowiedź! XD
      Kochana Nem, teraz rozdziały pojawiać będą się częściej, był to po prostu taki zastój...
      Ja również uważam, że Mark boski jest. Kocham go. XD
      Następny będzie za - góra - dwa tygodnie.
      Szokujące, co nie? XD
      Boże, za dużo Tiny Turner. I Mela Gibsona, bo mam przed oczami teledysk do tej piosenki, a katuje mnie nią Osbourne. XD Ale muszę przyznać, że wyadł w tym teledysku bardzo ładnie. XD
      We don't need another hero!!! Ona każe mi się wcielić w rolę i napisać coś na tego bloga nowego. XD Ale chyba piosenka i Mel w teledysku nie działają. XD
      Ja również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wracam /Vi
    http://every-day-forus-something-new.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń